czwartek, 28 listopada 2013

Z zeszytu prababci: marynowana dynia

Być może, tak, jak ja, zachomikowaliście sobie jeszcze całą dynię i teraz zastanawiacie się, co z nią zrobić...

Być może już od dawna szukacie idealnego połączenia do mięs, wędlin i pierogów?

Być może jesteście ciekawi, jak smakuje prawdziwa, przepyszna, marynowana dynia z przepisu prababci?


Potrzebujemy:
- 1 kg dyni
- 1/2 litra octu 6%
- 250 g cukru
- 1/3 szklanki wody
- garści goździków, 2 lasek cynamonu (lub 1,5 - 2 łyżek mielonego)
- 3 dni pod rząd na przygotowanie


Cukier zalać wrzącą wodą i po rozpuszczeniu wlać ocet, dodać przyprawy. Zalewę zagotować, do wrzącej włożyć dynię, pokrojoną w niedużą kostkę. Raz zagotować. Zostawić do następnego dnia.

Nazajutrz zlać syrop, zagotować i wrzącym zalać dynię.
Na trzeci dzień zagotować dynię w syropie. Spróbować - jeśli jest twarda chwilę pogotować. Wystudzić, zimną nakładać do słoików. Nie pasteryzować.


Im dłużej stoi, tym lepsze...

Smacznego!!!

niedziela, 24 listopada 2013

Idealna niedzielna kawa: pumpkin spice latte

Jest pochmurna, szara niedziela. Listopad nie zachęca do spacerów, czy nawet wyjścia z łóżka, a co dopiero z domu.
Wstajemy więc późno i dość niechętnie. Pomaga nam myśl, że czeka nas układanie puzzla i niespieszna, kremowa, przepyszna kawa. Nie tak słodka, jak jej amerykański pierwowzór z sieciowej kawiarni, mocno korzenna i z wyczuwalnym smakiem dyni. I niech sobie będzie listopad...


Przepis zaczerpnięty stąd, poniżej z moimi modyfikacjami:

Syrop dyniowo-korzenny [który można wykorzystać także do deserów!]:

- 1/2 szklanki wody
- 2/3 łyżeczki świeżo startego imbiru [w oryginale 1 łyżeczka w proszku]
- 1 łyżeczka cynamonu w proszku
- 1/2 łyżeczki świeżo startej gałki muszkatołowej [w oryginale 1 łyżeczka]
- 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii lub 1 łyżka cukru waniliowego
- 1/3 szklanki mleka skondensowanego niesłodzonego
- 1,5 - 2 łyżki brązowego cukru [w oryginale 4 łyżki białego]
- 1/4 szklanki puree z upieczonej dyni.

Oraz: sitko i kawałek gazy.


Wodę z przyprawami zagotować w rondelku, pogotować przez 5 minut, po czym zdjąć z ognia i odstawić na 15 minut. Po tym czasie przecedzić przez sitko wyłożone gazą. Do powstałego syropu dodać skondensowane mleko z cukrem i wymieszać do rozpuszczenia (w razie potrzeby podgrzać). Dodać puree z dyni i dokładnie wymieszać lub zmiksować. Spróbować, ewentualnie doprawić cukrem. Przechowywać w lodówce.


Kawa dyniowo-korzenna (przepis na 2):
- 4 łyżki syropu dyniowo-korzennego
- 2 podwójne espresso [lub 2 kawy o takiej mocy, jak lubimy, mogą być rozpuszczalne]
- szklanka mleka
- opcjonalnie: bita śmietana, cynamon i/lub gałka muszkatołowa do dekoracji.

Do kubków z kawą wlać syrop (po 2 łyżki) i spienione ciepłe mleko. Tyle wystarczy do bardzo miłego przed/popołudnia, ale możemy też dodać kleks z bitej śmietany i posypać od góry cynamonem i startą gałką.

Miłej niedzieli!

środa, 20 listopada 2013

Super kremowe kalafiorowo-ziemniaczane puree

Od kilku lat jestem miłośniczką różnego rodzaju programów kulinarnych. Czerpię z nich nieustającą inspirację, czasem - dużo rzadziej - powtarzam przepisy. I z każdym obejrzanym programem rodzi się we mnie frustracja... Moje umiejętności ładnego podawania leżą, i kwiczą. I jakoś nie chcą się podnieść. Wszystkie moje talerze mogą litościwie zyskać miano "rustykalnych"...

Jedna rzecz natomiast nieodmiennie mnie irytuje. Ciągle jeszcze, w ramach "nowoczesnego stylu podawania", króluje rozsmarowywanie po talerzach. Estetyka jest kwestią gustu - mi się to nie podoba - ale doprawdy nie rozumiem, jak można potem wyczuć choćby cień smaku tak podanego elementu potrawy?
Robię puree z groszku, mus z buraczków, krem z pasternaku, po czym zamaszystym gestem artystycznego dwulatka smaruję cienką warstwą po talerzu... Zdecydowanie jednak, w tym przypadku, wolę moje archaiczne podejście.

Jeśli jednak macie ochotę sprawdzić, jak kreatywnym dwulatkiem jesteście, dziś przepis na puree, które rozsmarowuje się wręcz idealnie! A smakuje tak, że będziecie je zlizywać z talerzy. Poza tym, przyrządza się niezwykle łatwo.



Potrzebujemy:
- 6 niewielkich ziemniaków (ok. 400 - 500 g)
- pół kalafiora (ok. 600 g)
- 2 łyżek masła
- 3 - 4 łyżek gęstego jogurtu
- 4 - 6 plastrów szynki parmeńskiej lub innej dojrzewającej
- gałki muszkatołowej, soli, pieprzu

Ziemniaki obieramy i kroimy w mniejsze kawałki, kalafiora w różyczki i gotujemy razem w osolonej wodzie aż do miękkości. Możemy nawet trochę przedobrzyć. Wodę odlewamy, a kalafiora z ziemniakami przekładamy do blendera. Dodajemy masła, pozwalamy mu się stopić, po czym dodajemy jogurtu i miksujemy do stanu pełnej kremowości. Jeśli na tym etapie dodamy mleka lub więcej jogurtu, uzyskamy pyszną zupę - krem.
Szynkę smażymy na chrupko na suchej patelni (lub w piekarniku, lub kuchence mikrofalowej), odsączamy z tłuszczu na ręczniku papierowym. Przed podaniem kruszymy. Możemy ją wmieszać do puree w misce, albo artystycznie udekorować nią nasze mazy.


My jedliśmy puree ze stekami wołowymi, wysmażonymi tak, jak lubimy, czyli dla mnie absolutnie obrazoburczymi, daleko poza "well-done".

Smacznego!

poniedziałek, 18 listopada 2013

Po prostu pieczona gęś z jabłkami. Za to najlepsza na świecie.

Wiele osób miało wpływ na to, że i jak dzisiaj gotuję. Właściwie były to całe pokolenia. W kuchni unoszą się rodzinne opowieści i przekazy, tradycje wielu warszawskich domów. Moje prababcie gotowania uczyły się od swoich mam (i z przeuroczych książek dla gospodyń domowych) i przekazywały tę wiedzę dalej.

Ale osobą, która pokazała mi tej magii najwięcej, jest bez wątpienia moja mama. To ona nauczyła mnie, że można zrobić wszystko od podstaw, szczególnie, kiedy niczego nie ma. Że tradycja jest bardzo ważna i pewne rzeczy robi się tylko tak, a nie inaczej, ale że czasem trzeba pójść na ustępstwa. I przygotować tradycyjne, wigilijne sardynki. Bo są. Że czasem nam po prostu coś nie wyjdzie. Zwykle wówczas, kiedy najbardziej nam zależy. I że pozwala to się nam uczyć na błędach, mimo naszego okropnego rozczarowania. Że gotowanie, wymyślanie, przyrządzanie to mnóstwo różnych emocji, ale przede wszystkim frajda, dokładnie tak, jak planowanie przyjęć. I że jak już robimy przyjęcie, to tak, żeby brać w nim udział, a nie siedzieć w charakterze spoconej podkuchennej w innym pomieszczeniu. Na przykład, piekąc przepyszną gęś z jabłkami...


Potrzebujemy do tego naprawdę niewiele:
- 1 gęsi (u nas 3600 g), najlepiej owsianej
- soli
- majeranku
- jabłek (u nas 5 szarych renet, mogłoby być 6)
- czosnku (ile lubicie)
- czasu i cierpliwości



Na wieczór przed podaniem gęś nacieramy solą i majerankiem, po czym wyrzucamy wszystko inne z lodówki, bo ptak zabiera mnóstwo miejsca.
W dniu pieczenia obliczamy czas: na każdy kilogram gęsi potrzebujemy godziny, i dodatkowo 15 - 20 minut na ładne zbrązowienie skóry. Nasza gęś piekła się 4 godziny.



Jabłka obieramy, wykrawając gniazda nasienne i kroimy w ósemki, na końcu mieszając je z majerankiem, czosnkiem, pokrojonym w płatki, solą i pieprzem.



Faszerujemy tym gęś "do wypęku", ale tak, żeby jeszcze móc ją związać. Wiążemy za pomocą wykałaczek (lub specjalnych igieł) i dratwy.




W międzyczasie rozgrzewamy piekarnik do 170 - 180 C. Do nagrzanego wkładamy gęś. Po godzinie przychodzimy sprawdzić. Jeśli wygląda, jakby się w ogóle nie piekła, przykrywamy ją folią aluminiową matowym do góry. Jeśli wygląda, jakby rumieniła się zbyt szybko, przykrywamy ją folią aluminiową srebrnym do góry.
Na godzinę przed końcem pieczenia możemy gęś obłożyć obranymi ziemniakami.


Powstałego w trakcie pieczenia smalcu nie wyrzucamy, tylko zlewamy. Jeśli gęś jest wyjątkowo tłusta, tłuszcz odkrawamy i wytapiamy jeszcze przed pieczeniem, uzyskując w ten sposób przepyszny czysty smalec.

Dobór sałatek pozostawiam Wam.

Smacznego!

piątek, 15 listopada 2013

Poza tematem

Dzieje się dużo. Nawet trochę za dużo. I nie zawsze sympatycznie. Brakuje mi czasu na kuchenną alchemię, która na wszystko pomaga.

Kiedy mam już chwilę, zapuszczam żurawia do malutkiego pandziątka i jego (jej?) mamy. I od razu mi lepiej. Więc proszę bardzo, oto panaceum na stres: http://nationalzoo.si.edu/animals/webcams/giant-panda.cfm?cam=panda03

Będzie lepiej.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Na Świętego Marcina...

...jest śnieg, albo go ni ma.

Najlepszą pieczoną gęś na świecie robi moja mama, ale, jako, że imieniny Mięsożercy obchodzimy w tym roku w oktawie, to będziemy się nią delektować za tydzień.

Na razie - wpis na konkurs na najbrzydsze danie świata: gęsie serduszka z jabłkami i gruszkami. Podane z ocierakami, czyli szarymi kluskami.


Potrzebujemy:
- 400 - 500 g gęsich serduszek
- 1 cebula
- 3 - 4 ząbki czosnku
- 2 - 3 łyżki mąki pszennej
- masło do smażenia
- 2 średnie jabłka
- 2 małe gruszki
- 1 - 1,5 szklanki soku jabłkowego
- sól, pieprz, majeranek

Serduszka myjemy, czyścimy, kroimy w kostkę, obtaczamy w mące. Na maśle podsmażamy posiekane cebulę i czosnek. Dodajemy jeszcze trochę masła i smażymy serduszka, dodajemy obrane ze skóry i pokrojone w kostkę owoce. Przyprawiamy do smaku, zalewamy sokiem i dusimy przez ok. 45 minut, mieszając i dbając o poziom płynu (w razie czego podlewamy sokiem, wodą, lub bulionem drobiowym).

Podajemy z podsmażonymi (najlepiej na gęsim smalcu) ocierakami, na które przepis pewnie też tu kiedyś zawita.

Przyrządzamy je z miłością i trzymamy kciuki, żeby nasi Mięsożercy, którzy nie przepadają za podrobami, uznali danie za pyszne...


Smacznego!

Miśku, wszystkiego imieninowego jeszcze raz... :*

niedziela, 10 listopada 2013

Ciasto na dziś i ciasto na Święta

Na kolejnych kulinarnych blogach pojawia się przypomnienie, bo to już czas... czas na unoszący się w powietrzu cynamon, pieprz, imbir, miód, czas na pierwsze przedświąteczne przygotowania, czas na piernik.


Dojrzewający piernik staropolski pojawił się na naszym świątecznym stole pierwszy raz w ubiegłym roku i już wiem, że go nie odpuszczę, żeby nie wiem, co. Moja mama ma książkę Tadeusza Żakieja, znanego, jako Maria Lemnis i Henryk Vitry, ale nie jest Wam potrzebna, od kiedy jest ten blog.

Jeśli tego jeszcze nie zrobiliście - warto! Pracy jest naprawdę niewiele.

A żeby wytrzymać ochotę spróbowania już, możecie na dziś zrobić szarlotkę. Na przykład na wzór tego przepisu.




Poniżej z moimi modyfikacjami:
Składniki:
- 1 i 1/3 szklanki podprażonych orzechów włoskich,
- 1 i 3/4 szklanki mąki pszennej

- 2/3 i 1/4 mąki razowej orkiszowej- pół łyżeczki proszku do pieczenia
- 2 łyżeczki cynamonu
- 1 łyżeczka świeżo startej gałki muszkatołowej
- 1/3 szklanki drobnego cukru do wypieków
- 3 duże żółtka
- 230 g masła, zimnego, pokrojonego w kostkę
- szczypta soli

Dodatkowo:
- 2 łyżki bułki tartej
- 3 białka
- 1/3 szklanki drobnego cukru do wypieków
- szczypta soli
- litrowy słoik parzonych jabłek (u nas domowe)
- 40 - 50 g żurawiny do mięs


Orzechy zemleć maszynką do mięsa. Dodać mąkę, sól, proszek do pieczenia, przyprawy, cukier i wymieszać do połączenia. Dodać masło i żółtka i szybko wyrobić, do otrzymania kuli gładkiego, kruchego ciasta.
Ciasto owinąć folią spożywczą. Schłodzić w lodówce przez 30 minut.
Formę (u mnie 25 x 25 cm) wyłożyć papierem do pieczenia. Wykleić nią 2/3 ciasta, wyrównać, posypać bułką tartą.
Na to wyłożyć 2/3 jabłek, potem żurawinę, przykryć jabłkami.
Białka z solą ubić na sztywno, stopniowo dodawać cukier. Powstałą pianę wyłożyć na masę jabłkową. Na sam wierzch zetrzeć/wykruszyć pozostałe ciasto.
Piec 50 - 60 minut w 180 C. Studzić w uchylonym piekarniku.

Smacznego!

środa, 6 listopada 2013

Beza jesienna

Od kiedy mam poczucie, że zaprzyjaźniłam się z moim piekarnikiem obiecuję sobie, że chrupkich z wierzchu, a ciągnących w środku deserów będzie więcej i więcej. 
Ale:
- tak się składa, że potrzebuję miejsca w szafie na więcej, niż moje ciuchy w rosnących rozmiarach.
- Mięsożerca podobno nie lubi bez (szczerze mówiąc, nie zauważyłam ;) ).
- jest tyle innych deserów do wypróbowania.
- ciągle jeszcze nie znalazłam przepisu na prawdziwy tort Mokka.

Kiedy więc pojawia się okazja w postaci wizyty bezolubnych przyjaciół, należy na nią skoczyć i już nie puścić.
I podać Pavlovą w wersji jesiennej: z domowymi, śliwkowymi powidłami i dużą ilością włoskich orzechów.


Moja beza była konglomeratem tych dwóch przepisów.

- 6 białek (ważyły 156 g)
- 250 g drobnego cukru
- 3 łyżki naturalnego kakao
- 1 łyżeczka octu winnego
- szczypta soli

Białka ubijamy na lekką pianę, dodajemy sól i ubijamy do początków sztywności. Wówczas zaczynamy po łyżce dodawać cukier. Od momentu dodania cukru białek nie możemy już "przebić", co od razu nas uspokaja. Kiedy skończy się nam cukier do dodawania, a ten w białkach się rozpuści (nie będzie czuć kryształków między palcami, czy na języku), dodajemy kakao i mieszamy, lub miksujemy na najwolniejszych obrotach miksera. Na końcu dodajemy ocet.

Piekarnik rozgrzewamy do 180 C.
Bezę wykładamy na blachę z papierem do pieczenia, na którym odrysowujemy koło o średnicy 20 - 22 cm. Wstawiamy do piekarnika i po 5 minutach zmniejszamy temperaturę do 150 C. Po godzinie wyłączamy piekarnik, uchylamy drzwiczki i pozwalamy bezie suszyć się przez co najmniej 8 godzin.


Do tego potrzebujemy:
- 200 g powideł śliwkowych (lub ich kakaowej wersji)
- 500 ml śmietany kremówki
- 100 g orzechów włoskich
- 1 - 2 łyżki kakao

Śmietanę ubijamy. Orzechy prażymy na suchej patelni, albo w piekarniku.

Ubitą kremówkę wykładamy na bezę, wykładamy powidła, posypujemy kakao. Na samą górę wysypujemy posiekane orzechy.


Smacznego!



wtorek, 5 listopada 2013

Pomysł na weekendowy obiad: żeberka duszone w cydrze

Czyli przepyszna pyszność, przygotowana w całości przez Mięsożercę. Idealne na niedzielny obiad, również pokazowy, chociaż możecie nie chcieć się tym daniem dzielić...



Potrzebujemy:
- 600 g ładnych żeberek
- 1 litra cydru
- 1 dużej marchewki
- 1 średniej pietruszki
- kawała selera
- 10 cm białego pora
- 1 dużej cebuli
- łyżeczki majeranku
- łyżeczki soli, pół łyżeczki pieprzu
- dwóch łyżek oliwy
- oleju
- listka laurowego, ziarenek ziela angielskiego

Żeberka namaszczamy w soli, majeranku, pieprzu i oliwie, odstawiamy na co najmniej pół godziny, po czym obsmażamy w oleju roślinnym. Kiedy są już złociste, dodajemy pokrojone warzywa, wrzucamy listek i ziele, a na końcu zalewamy cydrem.


Dusimy pod przykryciem 1,5 godziny.

Podajemy z ziemniakami, albo ryżem, albo kaszą. I surówką, na przykład z kapusty.


Smacznego!

poniedziałek, 4 listopada 2013

Pulpety w dyniowo-pomarańczowym wywarze z kaszą jaglaną

Lubimy kasze. Najbardziej pęczak i gryczaną.


Najzdrowsza, podobno, jest kasza jaglana, ale ją dopiero uczymy się lubić. W ramach tej nauki i poszukiwania smaków powstał ten obiad. Robi się go szybko i bardzo prosto, a pomarańczowość wywaru, zwanego sosem, jest bardzo miłą niespodzianką.

Składniki:
- 500 g mielonego mięsa (może być wieprzowe, wołowe, wieprzowo-wołowe lub indyk)
- 1 pomarańcza (będziemy potrzebować i otartej skórki, i soku)
- 2 cm korzenia imbiru
- 1 niewielka cebula
- bułka tarta
- sos sojowy
- pieprz
- 1 jajko, 1 żółtko (lub 2 całe małe jajka)
- kostka bulionowa (może być warzywna, drobiowa lub wołowa)
- 250 g surowej dyni, pokrojonej w kostkę
- 2 ząbki czosnku
- poszatkowana kapusta pekińska (opcjonalnie)
- sól

Oraz:
- szklanka kaszy jaglanej
- wrzątek
- sól


Do mięsa dodajemy jajka, otartą skórę z całej pomarańczy, świeżo starty imbir (ok. 0,5 cm), posiekaną w drobną kostkę cebulę, 1/2 - 2/3 łyżki sosu sojowego, pieprz i zaczynamy wyrabiać, dodając stopniowo tyle tartej bułki, żeby związała mięso i pozwoliła na robienie niewielkich kuleczek.

W garnku rozgrzewamy litr wody z bulionem. Do wrzątku pojedynczo wrzucamy gotowe pulpeciki. Po 5 minutach dodajemy dynię, resztę imbiru startego na tarce i czosnek, pokrojony w płatki. Po kolejnych 5 minutach próbujemy wywaru, jeśli trzeba, dodajemy soli. Z pomarańczy wyciskamy sok i dodajemy go do wywaru.
Danie jest gotowe, kiedy dynia mięknie i pulpety są ugotowane. Wówczas dodajemy kapustę pekińską, gotujemy 2 minuty i wyłączamy.

Kaszę w garnku prażymy, uważając, żeby się nie przypaliła. Kiedy zaczyna wydzielać olejki eteryczne, zalewamy ją wrzątkiem i płuczemy, po czym ponownie wsypujemy do garnka i zalewamy wrzącą osoloną wodą w proporcji 2:1 (2 szklanki wody na 1 kaszy). Gotujemy na małym ogniu, mieszając, aż kasza wchłonie wodę, co zajmie nie więcej, niż 7 - 10 minut.


Sos do pulpetów możemy zagęścić zasmażką lub śmietaną, ale wówczas straci na lekkości.

Smacznego!

piątek, 1 listopada 2013

Sezon na dynię (i halloween): pieczone pączki

Moja mama została wczoraj zawstydzona. Do jej drzwi zapukała zgraja poprzebieranej "młodszej młodzieży", a w domu nie było nawet pół cukierka. Młodzież, jak się okazuje, zadowoliłaby się i ekwiwalentem finansowym, ale tu została postawiona twarda granica. Jeszcze nie wiem, czy rozczarowane dzieci posunęły się do "psikusa".



Czy bawicie się w amerykańskie święta, czy nie, w sezonie dyniowym (i poza nim, korzystając z zamrażarki) serdecznie polecam pieczone pączki. Puszyste, cynamonowe, miękkie drożdżowe ciasto, nieprzesadnie słodkie, do momentu, w którym obtaczamy je w cukrze lub zanurzamy w lukrze. Świetnie smakuje też z czekoladą.

Przepis inspirowany tym wypiekiem Doroty.



Składniki (wyszło mi 30 pączków, wykrawanych zwykłą szklanką + środki + 3 pełne i 1 większy od nich wieniec):
- 1 szklanka puree z dyni [połowa, czyli 700 g dyni hokkaido, upieczonej przez 40 minut w 180 C, rozdyźdana widelcem]
- 4,5 szklanki mąki
- 2 łyżki masła
- 1 szklanka mleka
- 2 jajka
- 20 g świeżych drożdży (jeśli używacie suchych, byłoby ich 10 g)
- 1/2 szklanki brązowego cukru + 2 łyżeczki białego do rozczynu
- 1 łyżeczka soli
- 1 łyżeczka cynamonu, 2/3 łyżeczki startej gałki muszkatołowej, 1 łyżeczka imbiru, 2 zmiażdżone goździki, 2 zmiażdżone ziela angielskie (lub 2 łyżeczki przyprawy do piernika)

Mleko z masłem podgrzewamy do roztopienia tłuszczu, po czym schładzamy do temperatury ciała.
Z drożdży, łyżki mąki, białego cukru i 3 łyżek mleka z masłem robimy rozczyn, odstawiamy na 15 minut, żeby się spienił.
Jajka rozkłócamy w pozostałym mleku.
Mąkę mieszamy z brązowym cukrem, przyprawami i solą, po czym dodajemy drożdże, dynię i mleko z jajkami. Wyrabiamy do uzyskania gładkiego, elastycznego ciasta, które odchodzi od dłoni.
Przekładamy do natłuszczonej miski, przykrywamy i odstawiamy na 1 - 1,5 godziny, do podwojenia objętości.

Po tym czasie przebijamy ciasto i krótko wyrabiamy, po czym wałkujemy na omączonej stolnicy na grubość 1 - 1,5 cm. Szklanką wycinamy koła, a kieliszkiem lub foremką środki.

Układamy zachowując co najmniej 0,5 cm odstępy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Przykrywamy i ponownie odstawiamy do wyrośnięcia, tym razem na 45 - 50 minut (lub całą noc w lodówce).

Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180 C przez 8 - 10 minut.

Pączki możemy obtoczyć w maśle, a potem mieszaninie cukru z cynamonem (lub samym cukrze) - tak zrobiłam ze środkami. Możemy też roztopić czekoladę z masłem (łyżka masła na tabliczkę czekolady) w kąpieli wodnej i w niej zanurzać pączki. Do topienia świetnie nadają się zalegające w szafkach czekoladowe mikołaje i zające. Możemy także pączki polukrować, lub zanurzać je z obu stron w płynnym lukrze z mleka, cukru pudru i cynamonu. Możemy też po prostu posypać je cukrem pudrem.



Smacznego!




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...