Wzorowałam się na tym przepisie.
Sos holenderski smakuje trochę, jak kwaśny kogel-mogel. Podobno jest okropną zmorą, podobno łatwo go rozwarstwić, na pewno jest bardzo elegancki i podany na stół robi wrażenie, choć jest naprawdę prosty. Mi się udał od pierwszego zamachu, chociaż zdaje się, że dodałam troszkę więcej cytryny, niż w przepisie.
Potrzebujemy:
- szklankę masła klarowanego, czyli ok. 100 gr
- 4 spore żółtka
- 2 łyżki soku z cytryny (czyli sok z jednej małej cytryny, ja dałam soku z półtorej)
- 1 łyżkę zimnej wody
- sól, pieprz lub tabasco
Masło topimy i trochę studzimy, potrzebne jest nam ciepłe, nie gorące.
Żółtka rozkłócamy z zimną wodą, dodajemy łyżeczkę soku z cytryny, ubijamy na parze do białości, aż zgęstnieją. Możemy robić to ręcznie, trzepaczką, w nadziei, że trochę od tego wysiłku schudniemy przed pożarciem takiej ilości masła, lub uznać, że po coś wymyślono miksery.
Miskę z jajkami zdjąć znad wrzątku, ubijać dalej, stopniowo i naprawdę bardzo, bardzo powoli dodając stopione masło. Będzie to trwało długo, ale wytrzymajmy, bo podobno od zbyt wartkiego strumienia tłuszczu sos się warzy.
Na koniec wmieszać resztę soku z cytryny i przyprawy.
Podawać od razu.
Smacznego!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz