Dzisiaj niebieska zupa bez sznurka (czyli niezupełnie a la Bridget Jones) - krem z kalafiora z niebieskim pleśniowym serem. Specjalnie dla mięsożercy pływały w niej "grzanki" z plastrów kindziuka.
Do zrobienia zupy potrzebujemy:
- 2 litrów bulionu warzywnego
- 1 sporego kalafiora (zapomniałam go zważyć)
- 2 średnich ziemniaków
- pół główki selera
- 1 średniej pietruszki
- białej części pora
- 1 dużej cebuli
- 100 g kawałka niebieskiego pleśniowego sera
- soli, pieprzu
Ziemniaki, selera i pietruszkę kroimy w grubą kostkę i wrzucamy do zimnego bulionu (lub wody z kostkami bulionowymi), zagotowujemy. Do gotującej się zupy wrzucamy pora i pokrojoną w ćwiartki cebulę, a także różyczki kalafiora. Przykrywamy garnek i dusimy / gotujemy całość przez ok. 45 minut, aż wszystkie warzywa zmiękną.
Po tym czasie całość blendujemy z pokrojonym w plastry serem, przyprawiając solą i pieprzem do smaku. Jeśli mamy poczucie, że zupa wyszła zbyt gęsta, rozwadniamy.
Dodatkowo, możemy na suchej patelni podsmażyć plastry kindziuka (80 g) i dodać je do zupy.
Smacznego!
Nigdy nie próbowałam kremu z kalafiora, ale wygląda przepysznie, a do tego dodatek sera jest niezwykle intrygujący :)
OdpowiedzUsuńPolecam! Bez sera czegoś zdecydowanie brakowało...
UsuńJa mam wręcz przeciwnie, lubię mieć zupy 'na ząb', choć kremy też się zdarzają w naszej kuchni. A z kalafiora chyba nigdy nie robiłam.
OdpowiedzUsuńDla mnie o niebo lepszy od klasycznej zupy kalafiorowej, ale ciekawa jestem Twojego porównania.:)
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam. Chociaż klasyczna kalafiorowa też mi smakuje, to od czasu, kiedy po raz pierwszy spróbowałam kremu z kalafiora z grzankami i serem pleśniowym, to przekonałam się do zup-kremów :)
Usuń