poniedziałek, 30 grudnia 2013

Inspirowane Meksykiem: lekka i szybka zielona zupa

Z różnych względów teraz dużo odpoczywam, raczej siedzę i poleguję, niż stoję całymi dniami w kuchni. Stąd też potrzeba szybkich i niewymagających pracy obiadów. 
Dziś, w ramach poświątecznego detoksu, jedliśmy więc zieloną zupę z kukurydzy i awokado. Lekko słodkawa, lekko pikantna - serdecznie polecam!


Potrzebujemy:
- puszki kukurydzy razem z płynem (340 g)
- 1 awokado
- 1 średniej cebuli
- kostki bulionu drobiowego
- 2/3 - 1 szklanki wody
- 2 - 3 łyżki śmietany 18%
- świeżo startych: gałki muszkatołowej i imbiru- do smaku
- świeżej papryczki chili lub ostrego sosu - do smaku
- ziela angielskiego

Kukurydzę razem z płynem umieszczamy w garnku, zalewamy wodą. Dodajemy cebulę, pokrojoną w ćwiartki i kostkę bulionową, zagotowujemy. Do wrzątku dodajemy awokado i przyprawy, gotujemy 5 - 10 minut. Blendujemy ze śmietaną.
Podajemy z plasterkami awokado.

Ja dla Mięsożercy dodałam też "grzanki" z salami (plasterki podsmażamy na suchej patelni i suszymy na ręczniku), na pewno spróbujemy jeszcze ze skórką otartą z limonki.


Smacznego!

piątek, 27 grudnia 2013

Święta, Święta i już po...

Mam nadzieję, że to były dla Was miłe Święta. Jeśli nie, to trzymam kciuki, żeby każde kolejne były lepsze.


Może w przyszłym roku gwiazdą Waszego wigilijnego stołu będzie karp, pieczony w maśle? Naprawdę warto...

Potrzebujemy:



- jednego nie bardzo dużego karpia (nasz miał 1,5 kilo)
- pieprzu, soli
- tyle masła, żeby wypełniło karpia (co najmniej pół kostki)



Oprawionego i osuszonego, ale całego karpia nacieramy pieprzem i solą, wypełniamy pokrojonym masłem, masłem też obkładamy rybę z zewnątrz. My nacięliśmy skórę, ale nie musicie tego robić (moja mama powiedziałaby nawet, żebyście tego absolutnie NIE robili). Czynności te możemy wykonać na kilka dni przed Wigilią i tak przygotowaną rybę zamrozić w całości.
W Wigilię, jak już przyjdą wszyscy goście, nagrzewamy piekarnik do 140 C. Blaszkę wylewamy cienką warstwą oleju, umieszczamy na niej rybę i pieczemy ją przez 40 minut. Po tym czasie podkręcamy piekarnik do 200 C i pieczemy jeszcze przez ok. 20 minut. 
Jeśli ryba jest zamrożona, nie rozmrażajmy jej, tylko pieczmy, jak wyżej, tyle, że 60 minut w 140 C, po czym 20 minut w 200 C. 
Upieczona może jeszcze dojrzewać w piekarniku.



Podajemy koniecznie z wytopionym ze środka masłem.

Smacznego!

wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych Świąt!


Życzę Wam, żebyście mogli spędzić je tak, jak lubicie. I niech będą prawdziwie spokojne, uśmiechnięte i prawdziwie beztroskie. Chyba, że wolicie nerwowe...

Wesołych!
Na zdjęciach piernikowe choinki z tego przepisu.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

A po Wigilii: szynka z goździkami, duszona w piwie

Zgodnie z tradycją w Wigilię jemy dania rybne, a w każdym razie bezmięsne (no, albo nie i wtedy możemy sobie poniższe danie zrobić i 24-tego), ale już pierwszego dnia Świąt, na rodzinny obiad, możemy sobie pozwolić na wieprzową ucztę. 
Na przykład, na szynkę, szpikowaną goździkami i duszoną w piwie. Niektóre browary specjalnie z okazji Świąt wypuszczają limitowaną edycję piwa korzennego, my takiego właśnie użyliśmy.


Potrzebujemy:
- kawałka szynki (nasz miał 500 g)
- goździków w ilości wystarczającej do naszpikowania
- cebuli (u nas 1), całych ząbków czosnku (u nas 4)
- soli, pieprzu
- tyle piwa, żeby cała szynka była nim pokryta (u nas wystarczyło 0,5 l)
- olej lub inny tłuszcz do podsmażenia

Szynkę nacieramy solą i pieprzem, szpikujemy równo goździkami i tak zostawiamy na co najmniej 30 minut.
W żeliwnym garnku rozgrzewamy tłuszcz, obsmażamy mięso ze wszystkich stron, na końcu dodając pokrojoną w piórka cebulę i całe ząbki czosnku. Zalewamy piwem i pozwalamy się potrawie dusić pod przykryciem, aż mięso będzie miękkie (45 minut - godzinę).



Smacznego!

Nasz ulubiony: śledź z grzybami

Danie, które poznałam dzięki Mięsożercy, bo jest ono tradycyjną, wigilijną przystawką w jego rodzinnym domu - domu, w którym zbiera się i suszy grzyby, a kuchnia jest swojska i tradycyjna. Te śledzie mają w sobie polskość i elegancję, a poza tym są po prostu przepyszne.


Potrzebujemy:
- płatów śledziowych a la matias (lub z zalewy solnej) - u nas co najmniej 6
- cebuli
- suszonych grzybów (im więcej, tym lepiej)
- pieprzu
- oleju

Śledzie namaczamy w wodzie przez co najmniej 1,5 godziny, kroimy w 2 cm kawałki.
Grzyby moczymy przez kilka godzin, po czym gotujemy przez co najmniej 30 minut, kroimy na cienkie paseczki. Pozostały wywar możemy wykorzystać do przepysznej grzybowej, sosu do makaronu, możemy go także zamrozić na zaś.
Tak przygotowane grzyby smażymy na dużej ilości gorącego oleju (co najmniej 1/2 szklanki), na koniec wrzucamy pokrojoną w piórka cebulę. Kiedy cebula jest już szklista, wyłączamy gaz i pozwalamy całości ostygnąć.

Zimną zawartością patelni (wszystkim, razem z tłuszczem!) zalewamy śledzie i dajemy im co najmniej noc, a najlepiej dobę na "przegryzienie".


Smacznego!

niedziela, 22 grudnia 2013

Powrót do korzeni: duszony jarmuż

Jarmuż przebojem wraca na nasze stoły, podobnie zresztą, jak topinambur. Są to przecież warzywa, które onegdaj jadali nasi przodkowie. Dlatego cieszy nas, że znowu można je znaleźć na targach i straganach... Czekamy jeszcze, aż pojawią się w sklepach.

Nam udało się trafić na jarmuż, topinambur jeszcze przed nami.
Możliwości jest szereg, my wybraliśmy dodatek w postaci duszonego w śmietanie (gwoli ścisłości, próbowaliśmy także zrobić chipsy z jarmużu, ale zajęłam się czymś o całe 3 minuty za dużo, więc do tego dania wrócimy, czarne nie były dobre...) - danie genialne w swej prostocie.


Potrzebujemy:
- kilka - kilkanaście liści jarmużu (bez twardej łodygi)
- oleju i wody do blanszowania
- pieprzu i sosu sojowego do przyprawienia
- gęstej śmietany

Jarmuż myjemy, odcinamy od twardej łodygi i tniemy na bardziej przystępne kawałki (możemy zrobić to nożyczkami).
Blanszujemy we wrzątku z olejem, przyprawiamy, dodajemy śmietany i dusimy do miękkości, co zajmie nam jakieś 15 minut.


W wersji nieco bardziej bogatej, jako samodzielne danie, możemy także dodać cebuli, czosnku i pokrojonej w paski wędliny. Zamiast sosu sojowego możemy użyć soli lub bulionu.

Smacznego!

poniedziałek, 16 grudnia 2013

DIY: filcowa Sówka

Moja prababcia, poza tym, że gotowała, przepięknie haftowała haftem płaskim. Tworzyła tym samym niepowtarzalne dzieła sztuki: "obrazki", serwetki, obrusy, a nawet sukienki. Pamiętam, jak chciałam, żeby mnie tego nauczyła, ale było to zajęcie przerastające nikłą cierpliwość kilkulatki...

Ostatnio udało mi się uratować część specjalnie dla niej robionych wzorów i bardzo, ale to bardzo dużo muliny. Pomyślałam więc, że spróbuję ją wykorzystać... i tak powstała pierwsza maskotka dla kogoś, kogo jeszcze nie ma.


Do wykonania tego typu zabawki potrzebujemy:
- dwóch arkuszy kolorowego filcu o grubości 2 mm (moje miały wymiary 20 x 30)
- muliny w różnych kolorach
- czegoś do wypełnienia, w moim przypadku włókna polipropylenowego z ikeowej poduszki (pomysł podpatrzony na czyimś blogu)
- pomysłu, czasu, cierpliwości
- samodzielnie wykonanego wykroju w tekturze, albo grubym papierze

Najpierw rysujemy szablon na tekturze, wykrawamy. Po czym, klnąc w sposób okropny, wycinamy go w filcu (tę część - w całości z naciskiem na część pierwszą - u nas wykonał Mięsożerca). Na tak powstałym wykroju rysujemy długopisem szczegóły: oczy, dzióbek, skrzydełka (albo cokolwiek innego). Dobieramy mulinę i haftujemy.
Gotowe elementy składamy lewymi stronami do siebie i zszywamy, zostawiając otwór, którym wypchniemy zabawkę. Ostrożnie wywracamy na właściwą stronę, wypychamy i zaszywamy otwór.


Miłej zabawy!

piątek, 13 grudnia 2013

Terapeutycznie: drożdżowe rogaliki z czekoladą i cynamonem


Są takie chwile i wydarzenia w naszym życiu, które wymagają od nas, żebyśmy zachowali się dorośle i odpowiedzialnie. Nie wiem, jak Wam, ale mi wówczas pomaga czekolada. Dużo czekolady...

Dlatego dziś zapraszam Was na drożdżowe rogaliki, wypełnione terapeutyczną czekoladą z cynamonem...

Przepis na ciasto drożdżowe żywcem ściągnięty stąd. Poniżej z moimi modyfikacjami. Z tej ilości wyszło mi 26 niedużych, choć różnej wielkości rogalików.
- 500 g mąki pszennej [+ 3 spore garście do uzyskania odpowiedniej konsystencji + do podsypywania]
- 20 g suchych drożdży lub 40 g świeżych drożdży
- 1/4 szklanki i 2 łyżki cukru [u mnie 3,5 łyżki] 
- 2 jajka
- 250 ml mleka
- pół łyżeczki soli
- 70 g masła, miękkiego

[- łyżka mielonego cynamonu]

Nadzienie:
- 140 g gorzkiej czekolady
- 10 - 15 g cynamonu
- 15 g masła

Wymieszać mleko i roztrzepane jajka. Dodać mąkę wymieszaną z drożdżami (ze świeżymi wcześniej zrobić rozczyn), cynamonem i cukrem, miękkie masło i sól. Wyrobić gładkie ciasto, które odstaje od ręki. Pozostawić w ciepłym miejscu, przykryte, do podwojenia objętości. U mnie zajęło to godzinę.
Po tym czasie rozwałkowujemy ciasto na omączonej stolnicy (podsypując mąką), możemy je podzielić na partie. Ciasto ma mieć grubość ok. 3 - 5 mm, może nie być bardzo równe. Ostrym nożem kroimy je na trójkąty.
Czekoladę z cynamonem i masłem topimy w kąpieli wodnej, mieszamy, lekko studzimy i rozsmarowujemy na trójkątach z ciasta. Trójkąty zwijamy od szerszego końca i zaginamy tak, aby powstały zgrabne rogaliki.
Pieczemy przez 15 - 20 minut w piekarniku nagrzanym do 190 C. Jeszcze ciepłe oprószamy cukrem pudrem, zmieszanym z cynamonem (lub imbirem). Studzimy na kratce.

Smacznego!

niedziela, 8 grudnia 2013

Piekarniczy łańcuszek: chlebek watykański

Pamiętam, jak miałam jakieś 10, czy 11 lat i pracowicie przepisywałam przeuroczy łańcuszek, a potem dostany oryginał paliłam w tajemnicy przed rodzicami (w piwnicy). W grę wchodził jakiś piątek wieczór, przepisać musiałam 8 razy i miało mi to zapewnić wieczną miłość wybranego kawalera. Niedotrzymanie warunków groziło zaś okropnymi nieszczęściami...






Od tego czasu trochę już urosłam wzwyż, w szerz i w zwojach i łańcuszków nie praktykuję, ale ten mnie i zaciekawił, i ujął. W ramach prezentu Mikołajkowego dostałam bowiem zaczyn na "chlebek watykański", znany również, jako "chlebek przyjaźni", lub "ciasto Hermana". Jak rozumiem, historycznie jest to wypiek Amiszów, który z Watykanem nie ma zupełnie nic wspólnego. Wychodzi z niego jednak przepyszny keks, więc jeśli taki zaczyn trafi do Was, zachęcam do zrobienia. Na sieci można też znaleźć przepis na sam zaczyn.
Przepis, który ja dostałam, wyglądał tak:




Chleb z Watykanu

Aby chleb szczęścia się udał, należy przestrzegać zasad:
  • nie lubi metali, należy mieszać plastikową lub drewnianą łyżką
  • miska musi być plastikowa lub szklana
  • przechowywać w temperaturze pokojowej
  • przykryć lnianą ściereczką
Poniedziałek – chleb wlać do miski, dodać 250 g cukru, nie mieszać, przykryć ściereczką
Wtorek – wlać 250 ml mleka (nie mieszać)
Środa – dodać 250 g mąki (nie mieszać)
Czwartek – zamieszać rano, w południe i wieczorem
Piątek – dodać 250 g cukru (nie mieszać)
Sobota – zamieszać drewnianą łyżką, podzielić na cztery części, trzy z nich rozdać na szczęście dobrym ludziom (do poniedziałku)
Niedziela – do czwartej części dodać 250 ml oleju, 250 g mąki, 3 całe jajka, 1/2 paczki proszku do pieczenia, 1/2 łyżeczki soli, 1 cukier waniliowy, 2 starte jabłka, startą czekoladę – wymieszać. Piec około 45 do godziny w 180 C.

Nie można chleba wyjąć od razu z piekarnika, bo opadnie i zrobi się zakalec. Po upieczeniu wyłączyć piecyk i zostawić chleb w środku przez 5 – 8 minut. Następnie uchylić drzwiczki i potrzymać jeszcze około 5 minut, dopiero po tym czasie wyjąć chleb.

Chleb pochodzi z Watykanu i przynosi szczęście. Piecze się go raz w życiu, spełnia życzenia całej rodziny. Przed zjedzeniem pomyśl życzenia.

Oddając pozostałe części podaj przepis.

Ja w czwartek zamieszałam tylko rano i wieczorem, a czekoladę posiekałam na duże kawałki.


Smacznego!

P.S.: Moją ówczesną Miłość Życia, jego żonę i przeuroczą córeczkę serdecznie pozdrawiam. Kawałek chlebka zjem, życząc im jak najwięcej szczęścia. :)

środa, 4 grudnia 2013

Cebulowość jesienna: rozgrzewająca zupa



Jesteśmy zadeklarowanymi cebulożercami. To warzywo odmienia się u nas przez przeróżne przypadki, a znaleźć je można w większości naszych dań.


Jednym z najpyszniejszych, a zarazem najprostszych, jest zupa cebulowa. Wiem, że z tą zupą jest trochę jak z bigosem, czy sałatką jarzynową: każdy dom ma swój przepis... Dziś zapraszam Was na moją: jesienną, słodkawą, pachnącą winem, tymiankiem, rozmarynem i... jabłkami.

Składniki:
1 - 1,5 kg cebuli (waga przed obraniem)
2 ząbków czosnku
2 jabłek (ok 200 g łącznie)
masła lub innego tłuszczu do smażenia
butelki białego, stołowego wina (lub 2/3 szklanki winnego albo jabłkowego octu)
ok. 1 litra wody do uzupełnienia (lub 1,5 - 2, jeśli używamy octu)
sól, pieprz w ziarnach, ziele angielskie, liść laurowy, świeże lub suszone tymianek i rozmaryn

Cebulę obieramy i kroimy. W zależności od preferencji, możemy ją poszatkować, pokroić w kostkę, krążki, pół-krążki... Ja najbardziej lubię zupę cebulową "a la Leszczyński", więc swoją cebulę kroję w piórka.

W dużym garnku rozgrzewamy tłuszcz z solą. Na rozgrzany wrzucamy partiami cebulę i podsmażamy, mieszając. Część cebuli się zrumieni, część tylko zeszkli, a część pozostanie surowawa. I dobrze.
Jabłka obieramy, wykrawamy gniazda nasienne, kroimy w ósemki, wrzucamy do gara, mieszamy.
Dodajemy pozostałe przyprawy i czosnek (całe ząbki, albo pokrojone), zalewamy całość winem. Jeśli z jakiegoś powodu nie chcemy używać wina, możemy użyć niskoprocentowego octu. Uzupełniamy wodą, doprowadzamy do wrzenia, zmniejszamy ogień, przykrywamy i gotujemy przez ok. pół godziny do godziny.


Po tym czasie potrawa jest już właściwie gotowa, pozostaje kwestia podania. Taka zupa smakuje obłędnie z grzankami z ciemnego pieczywa z rozmarynem, ale też z uprażonymi orzechami włoskimi i pestkami dyni. Możemy też dodać do niej starty żółty ser (najlepiej ostry) lub poszarpaną mozzarellę. Możemy też przelać ją w kokilki i zapiec z kromką bagietki i żółtym serem. Wybór należy do Was...


Smacznego!

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Schrup owsiane ciasteczko!


Po dziadkach odziedziczyłam kryształowy słój, który od razu został w naszym domu "pojemnikiem na ciasteczka". Niestety, dość szybko okazało się, że ciasteczka nie chcą w nim malowniczo zalegać, słój głównie stoi pusty, za to waga nie narzeka na brak atrakcji... Na razie więc produkcja ciasteczek przyhamowała.


Dziś mam jednak za zadanie "przynieść coś pysznego" dla 20-kilku osób. W procesie poszukiwań najlepszego wypełnienia dla słoja odkryłam zaś, że niewiele ciastek jest tak pysznych, jak chrupiące, owsiane ciasteczka... i to złudzenie, że jemy coś zdrowego!

U nas, tym razem, w wersji zimowej, z nutą cynamonu i pomarańczy.

Przepis, oczywiście, pochodzi stąd. Poniżej z moimi modyfikacjami.
Składniki na około 35  dużych ciastek (lub 60 mniejszych):
- 200 g miękkiego masła
- 3/4 szklanki drobnego cukru do wypieków [dałam trochę ponad pół szklanki]
- 1/4 szklanki ciemnego brązowego cukru
- 1 duże jajko
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii [ziarenka z połowy laski wanilii LUB 1 łyżka cukru z wanilią]
- 1 szklanka mąki pszennej
- 3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
- szczypta soli
- 2,5 szklanki płatków owsianych [górskich]
- skórka otarta z 1 pomarańczy
- łyżka mielonego cynamonu
Masło utrzeć (zmiksować) na puch, pod koniec wsypując biały cukier i dalej miksując. Dodać cukier brązowy i zmiksować. Dodać jajko i zmiksować. Wsypać pozostałe składniki na raz i zmiksować.
Blachę wyłożyć papierem do pieczenia. Z ciasta robić kulki wielkości orzecha włoskiego (lub większe, wedle uznania [lub nieco mniejsze :)]), spłaszczyć je łyżką. Układać na blaszce z sporych odstępach. Piec w temperaturze 180ºC przez około 15 - 17 minut do lekkiego zbrązowienia. Chwilę odczekać przed zdjęciem z blachy, potem studzić na kratce.
Smacznego chrupania!

czwartek, 28 listopada 2013

Z zeszytu prababci: marynowana dynia

Być może, tak, jak ja, zachomikowaliście sobie jeszcze całą dynię i teraz zastanawiacie się, co z nią zrobić...

Być może już od dawna szukacie idealnego połączenia do mięs, wędlin i pierogów?

Być może jesteście ciekawi, jak smakuje prawdziwa, przepyszna, marynowana dynia z przepisu prababci?


Potrzebujemy:
- 1 kg dyni
- 1/2 litra octu 6%
- 250 g cukru
- 1/3 szklanki wody
- garści goździków, 2 lasek cynamonu (lub 1,5 - 2 łyżek mielonego)
- 3 dni pod rząd na przygotowanie


Cukier zalać wrzącą wodą i po rozpuszczeniu wlać ocet, dodać przyprawy. Zalewę zagotować, do wrzącej włożyć dynię, pokrojoną w niedużą kostkę. Raz zagotować. Zostawić do następnego dnia.

Nazajutrz zlać syrop, zagotować i wrzącym zalać dynię.
Na trzeci dzień zagotować dynię w syropie. Spróbować - jeśli jest twarda chwilę pogotować. Wystudzić, zimną nakładać do słoików. Nie pasteryzować.


Im dłużej stoi, tym lepsze...

Smacznego!!!

niedziela, 24 listopada 2013

Idealna niedzielna kawa: pumpkin spice latte

Jest pochmurna, szara niedziela. Listopad nie zachęca do spacerów, czy nawet wyjścia z łóżka, a co dopiero z domu.
Wstajemy więc późno i dość niechętnie. Pomaga nam myśl, że czeka nas układanie puzzla i niespieszna, kremowa, przepyszna kawa. Nie tak słodka, jak jej amerykański pierwowzór z sieciowej kawiarni, mocno korzenna i z wyczuwalnym smakiem dyni. I niech sobie będzie listopad...


Przepis zaczerpnięty stąd, poniżej z moimi modyfikacjami:

Syrop dyniowo-korzenny [który można wykorzystać także do deserów!]:

- 1/2 szklanki wody
- 2/3 łyżeczki świeżo startego imbiru [w oryginale 1 łyżeczka w proszku]
- 1 łyżeczka cynamonu w proszku
- 1/2 łyżeczki świeżo startej gałki muszkatołowej [w oryginale 1 łyżeczka]
- 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii lub 1 łyżka cukru waniliowego
- 1/3 szklanki mleka skondensowanego niesłodzonego
- 1,5 - 2 łyżki brązowego cukru [w oryginale 4 łyżki białego]
- 1/4 szklanki puree z upieczonej dyni.

Oraz: sitko i kawałek gazy.


Wodę z przyprawami zagotować w rondelku, pogotować przez 5 minut, po czym zdjąć z ognia i odstawić na 15 minut. Po tym czasie przecedzić przez sitko wyłożone gazą. Do powstałego syropu dodać skondensowane mleko z cukrem i wymieszać do rozpuszczenia (w razie potrzeby podgrzać). Dodać puree z dyni i dokładnie wymieszać lub zmiksować. Spróbować, ewentualnie doprawić cukrem. Przechowywać w lodówce.


Kawa dyniowo-korzenna (przepis na 2):
- 4 łyżki syropu dyniowo-korzennego
- 2 podwójne espresso [lub 2 kawy o takiej mocy, jak lubimy, mogą być rozpuszczalne]
- szklanka mleka
- opcjonalnie: bita śmietana, cynamon i/lub gałka muszkatołowa do dekoracji.

Do kubków z kawą wlać syrop (po 2 łyżki) i spienione ciepłe mleko. Tyle wystarczy do bardzo miłego przed/popołudnia, ale możemy też dodać kleks z bitej śmietany i posypać od góry cynamonem i startą gałką.

Miłej niedzieli!

środa, 20 listopada 2013

Super kremowe kalafiorowo-ziemniaczane puree

Od kilku lat jestem miłośniczką różnego rodzaju programów kulinarnych. Czerpię z nich nieustającą inspirację, czasem - dużo rzadziej - powtarzam przepisy. I z każdym obejrzanym programem rodzi się we mnie frustracja... Moje umiejętności ładnego podawania leżą, i kwiczą. I jakoś nie chcą się podnieść. Wszystkie moje talerze mogą litościwie zyskać miano "rustykalnych"...

Jedna rzecz natomiast nieodmiennie mnie irytuje. Ciągle jeszcze, w ramach "nowoczesnego stylu podawania", króluje rozsmarowywanie po talerzach. Estetyka jest kwestią gustu - mi się to nie podoba - ale doprawdy nie rozumiem, jak można potem wyczuć choćby cień smaku tak podanego elementu potrawy?
Robię puree z groszku, mus z buraczków, krem z pasternaku, po czym zamaszystym gestem artystycznego dwulatka smaruję cienką warstwą po talerzu... Zdecydowanie jednak, w tym przypadku, wolę moje archaiczne podejście.

Jeśli jednak macie ochotę sprawdzić, jak kreatywnym dwulatkiem jesteście, dziś przepis na puree, które rozsmarowuje się wręcz idealnie! A smakuje tak, że będziecie je zlizywać z talerzy. Poza tym, przyrządza się niezwykle łatwo.



Potrzebujemy:
- 6 niewielkich ziemniaków (ok. 400 - 500 g)
- pół kalafiora (ok. 600 g)
- 2 łyżek masła
- 3 - 4 łyżek gęstego jogurtu
- 4 - 6 plastrów szynki parmeńskiej lub innej dojrzewającej
- gałki muszkatołowej, soli, pieprzu

Ziemniaki obieramy i kroimy w mniejsze kawałki, kalafiora w różyczki i gotujemy razem w osolonej wodzie aż do miękkości. Możemy nawet trochę przedobrzyć. Wodę odlewamy, a kalafiora z ziemniakami przekładamy do blendera. Dodajemy masła, pozwalamy mu się stopić, po czym dodajemy jogurtu i miksujemy do stanu pełnej kremowości. Jeśli na tym etapie dodamy mleka lub więcej jogurtu, uzyskamy pyszną zupę - krem.
Szynkę smażymy na chrupko na suchej patelni (lub w piekarniku, lub kuchence mikrofalowej), odsączamy z tłuszczu na ręczniku papierowym. Przed podaniem kruszymy. Możemy ją wmieszać do puree w misce, albo artystycznie udekorować nią nasze mazy.


My jedliśmy puree ze stekami wołowymi, wysmażonymi tak, jak lubimy, czyli dla mnie absolutnie obrazoburczymi, daleko poza "well-done".

Smacznego!

poniedziałek, 18 listopada 2013

Po prostu pieczona gęś z jabłkami. Za to najlepsza na świecie.

Wiele osób miało wpływ na to, że i jak dzisiaj gotuję. Właściwie były to całe pokolenia. W kuchni unoszą się rodzinne opowieści i przekazy, tradycje wielu warszawskich domów. Moje prababcie gotowania uczyły się od swoich mam (i z przeuroczych książek dla gospodyń domowych) i przekazywały tę wiedzę dalej.

Ale osobą, która pokazała mi tej magii najwięcej, jest bez wątpienia moja mama. To ona nauczyła mnie, że można zrobić wszystko od podstaw, szczególnie, kiedy niczego nie ma. Że tradycja jest bardzo ważna i pewne rzeczy robi się tylko tak, a nie inaczej, ale że czasem trzeba pójść na ustępstwa. I przygotować tradycyjne, wigilijne sardynki. Bo są. Że czasem nam po prostu coś nie wyjdzie. Zwykle wówczas, kiedy najbardziej nam zależy. I że pozwala to się nam uczyć na błędach, mimo naszego okropnego rozczarowania. Że gotowanie, wymyślanie, przyrządzanie to mnóstwo różnych emocji, ale przede wszystkim frajda, dokładnie tak, jak planowanie przyjęć. I że jak już robimy przyjęcie, to tak, żeby brać w nim udział, a nie siedzieć w charakterze spoconej podkuchennej w innym pomieszczeniu. Na przykład, piekąc przepyszną gęś z jabłkami...


Potrzebujemy do tego naprawdę niewiele:
- 1 gęsi (u nas 3600 g), najlepiej owsianej
- soli
- majeranku
- jabłek (u nas 5 szarych renet, mogłoby być 6)
- czosnku (ile lubicie)
- czasu i cierpliwości



Na wieczór przed podaniem gęś nacieramy solą i majerankiem, po czym wyrzucamy wszystko inne z lodówki, bo ptak zabiera mnóstwo miejsca.
W dniu pieczenia obliczamy czas: na każdy kilogram gęsi potrzebujemy godziny, i dodatkowo 15 - 20 minut na ładne zbrązowienie skóry. Nasza gęś piekła się 4 godziny.



Jabłka obieramy, wykrawając gniazda nasienne i kroimy w ósemki, na końcu mieszając je z majerankiem, czosnkiem, pokrojonym w płatki, solą i pieprzem.



Faszerujemy tym gęś "do wypęku", ale tak, żeby jeszcze móc ją związać. Wiążemy za pomocą wykałaczek (lub specjalnych igieł) i dratwy.




W międzyczasie rozgrzewamy piekarnik do 170 - 180 C. Do nagrzanego wkładamy gęś. Po godzinie przychodzimy sprawdzić. Jeśli wygląda, jakby się w ogóle nie piekła, przykrywamy ją folią aluminiową matowym do góry. Jeśli wygląda, jakby rumieniła się zbyt szybko, przykrywamy ją folią aluminiową srebrnym do góry.
Na godzinę przed końcem pieczenia możemy gęś obłożyć obranymi ziemniakami.


Powstałego w trakcie pieczenia smalcu nie wyrzucamy, tylko zlewamy. Jeśli gęś jest wyjątkowo tłusta, tłuszcz odkrawamy i wytapiamy jeszcze przed pieczeniem, uzyskując w ten sposób przepyszny czysty smalec.

Dobór sałatek pozostawiam Wam.

Smacznego!

piątek, 15 listopada 2013

Poza tematem

Dzieje się dużo. Nawet trochę za dużo. I nie zawsze sympatycznie. Brakuje mi czasu na kuchenną alchemię, która na wszystko pomaga.

Kiedy mam już chwilę, zapuszczam żurawia do malutkiego pandziątka i jego (jej?) mamy. I od razu mi lepiej. Więc proszę bardzo, oto panaceum na stres: http://nationalzoo.si.edu/animals/webcams/giant-panda.cfm?cam=panda03

Będzie lepiej.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Na Świętego Marcina...

...jest śnieg, albo go ni ma.

Najlepszą pieczoną gęś na świecie robi moja mama, ale, jako, że imieniny Mięsożercy obchodzimy w tym roku w oktawie, to będziemy się nią delektować za tydzień.

Na razie - wpis na konkurs na najbrzydsze danie świata: gęsie serduszka z jabłkami i gruszkami. Podane z ocierakami, czyli szarymi kluskami.


Potrzebujemy:
- 400 - 500 g gęsich serduszek
- 1 cebula
- 3 - 4 ząbki czosnku
- 2 - 3 łyżki mąki pszennej
- masło do smażenia
- 2 średnie jabłka
- 2 małe gruszki
- 1 - 1,5 szklanki soku jabłkowego
- sól, pieprz, majeranek

Serduszka myjemy, czyścimy, kroimy w kostkę, obtaczamy w mące. Na maśle podsmażamy posiekane cebulę i czosnek. Dodajemy jeszcze trochę masła i smażymy serduszka, dodajemy obrane ze skóry i pokrojone w kostkę owoce. Przyprawiamy do smaku, zalewamy sokiem i dusimy przez ok. 45 minut, mieszając i dbając o poziom płynu (w razie czego podlewamy sokiem, wodą, lub bulionem drobiowym).

Podajemy z podsmażonymi (najlepiej na gęsim smalcu) ocierakami, na które przepis pewnie też tu kiedyś zawita.

Przyrządzamy je z miłością i trzymamy kciuki, żeby nasi Mięsożercy, którzy nie przepadają za podrobami, uznali danie za pyszne...


Smacznego!

Miśku, wszystkiego imieninowego jeszcze raz... :*

niedziela, 10 listopada 2013

Ciasto na dziś i ciasto na Święta

Na kolejnych kulinarnych blogach pojawia się przypomnienie, bo to już czas... czas na unoszący się w powietrzu cynamon, pieprz, imbir, miód, czas na pierwsze przedświąteczne przygotowania, czas na piernik.


Dojrzewający piernik staropolski pojawił się na naszym świątecznym stole pierwszy raz w ubiegłym roku i już wiem, że go nie odpuszczę, żeby nie wiem, co. Moja mama ma książkę Tadeusza Żakieja, znanego, jako Maria Lemnis i Henryk Vitry, ale nie jest Wam potrzebna, od kiedy jest ten blog.

Jeśli tego jeszcze nie zrobiliście - warto! Pracy jest naprawdę niewiele.

A żeby wytrzymać ochotę spróbowania już, możecie na dziś zrobić szarlotkę. Na przykład na wzór tego przepisu.




Poniżej z moimi modyfikacjami:
Składniki:
- 1 i 1/3 szklanki podprażonych orzechów włoskich,
- 1 i 3/4 szklanki mąki pszennej

- 2/3 i 1/4 mąki razowej orkiszowej- pół łyżeczki proszku do pieczenia
- 2 łyżeczki cynamonu
- 1 łyżeczka świeżo startej gałki muszkatołowej
- 1/3 szklanki drobnego cukru do wypieków
- 3 duże żółtka
- 230 g masła, zimnego, pokrojonego w kostkę
- szczypta soli

Dodatkowo:
- 2 łyżki bułki tartej
- 3 białka
- 1/3 szklanki drobnego cukru do wypieków
- szczypta soli
- litrowy słoik parzonych jabłek (u nas domowe)
- 40 - 50 g żurawiny do mięs


Orzechy zemleć maszynką do mięsa. Dodać mąkę, sól, proszek do pieczenia, przyprawy, cukier i wymieszać do połączenia. Dodać masło i żółtka i szybko wyrobić, do otrzymania kuli gładkiego, kruchego ciasta.
Ciasto owinąć folią spożywczą. Schłodzić w lodówce przez 30 minut.
Formę (u mnie 25 x 25 cm) wyłożyć papierem do pieczenia. Wykleić nią 2/3 ciasta, wyrównać, posypać bułką tartą.
Na to wyłożyć 2/3 jabłek, potem żurawinę, przykryć jabłkami.
Białka z solą ubić na sztywno, stopniowo dodawać cukier. Powstałą pianę wyłożyć na masę jabłkową. Na sam wierzch zetrzeć/wykruszyć pozostałe ciasto.
Piec 50 - 60 minut w 180 C. Studzić w uchylonym piekarniku.

Smacznego!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...