czwartek, 29 sierpnia 2013

Chrupiące trójkąty: panelle

Nie znam chyba ani jednej osoby, która nie lubiłaby włoskiej kuchni. Ale, choć przeszliśmy już długą drogę od czasów, kiedy jej synonimem były tylko spaghetti po bolońsku i pizza z sosem pomidorowym, to dalej - statystycznie - niewiele o niej wiemy. W każdym razie ja wiem jeszcze ciągle niewiele. Mąka z ciecierzycy, która jest moją wielką miłością, nie kojarzyła mi się z Włochami zupełnie.

A tu, niespodzianka! Oto ukazał się przede mną cały świat chrupiących włoskich przystawek i przekąsek: panisse (znane też w południowej Francji) i panelle.

Ten ostatni przepis korcił mnie od dawna, a idealną okazją doń okazała się ta zupa, której brakowało czegoś chrupiącego.

Oto więc moje podejście do panelle Fabrizii:
- 1,5 szklanki wody
- 1 szklanka mąki z ciecierzycy (używałam hinduskiej mąki)
- sól, pieprz, gruba sól morska
- olej do smażenia

Mąkę przesiewamy. W rondelku zagotowujemy wodę. Do wrzątku wsypujemy przesianą mąkę, energicznie mieszając, aby nie powstały grudki [to okazało się trudniejsze, niż wygląda]. Dodajemy hojne ilości soli (miałkiej) i pieprzu. Cały czas mieszając, gotujemy kilka minut na wolnym ogniu, aż uzyskamy konsystencję polenty lub sztywnego kleiku z kaszy manny.

Od tego momentu postępujemy naprawdę szybko: uzyskaną papkę musimy rozprowadzić nożem lub szpatułką po talerzykach (u mnie 2 małe). Pośpiech jest bardzo wskazany, bo zajzajer strasznie szybko sztywnieje. Po rozsmarowaniu zostawiamy do wystygnięcia na co najmniej 15 minut.

Po tym czasie rozgrzewamy olej w głębokiej patelni lub woku - tak ze 2 cm.
Masę na talerzykach kroimy w trójkąty i delikatnie odklejamy od podłoża.

Smażymy w rozgrzanym oleju 3 - 4 minuty na każdej stronie, aż do zezłocenia lub zbrązowienia. Posypujemy grubą solą i podajemy, póki ciepłe. Zimne też dobre, ale tracą na chrupkości.

[zdjęcie mogłoby być lepsze, ale to był późny obiad i oświetlenie mnie zawiodło...]

Muszą być nieziemskie z dobrym, domowym aioli.

Smacznego!

środa, 28 sierpnia 2013

Niebieska zupa: krem z kalafiora z serem pleśniowym

Zaręczam, że jadamy również nieprzetarte zupy. Czasem. Ostatnio jedliśmy barszcz, w ogóle nie był kremem. Chociaż krem z buraków jest pyszny, polecam! Jak tylko zrobi się nieco bardziej jesiennie, to trafi na bloga. Moja miłość do kremowych zup nie zna granic...

Dzisiaj niebieska zupa bez sznurka (czyli niezupełnie a la Bridget Jones) - krem z kalafiora z niebieskim pleśniowym serem. Specjalnie dla mięsożercy pływały w niej "grzanki" z plastrów kindziuka.


Do zrobienia zupy potrzebujemy:
- 2 litrów bulionu warzywnego
- 1 sporego kalafiora (zapomniałam go zważyć)
- 2 średnich ziemniaków
- pół główki selera
- 1 średniej pietruszki
- białej części pora
- 1 dużej cebuli
- 100 g kawałka niebieskiego pleśniowego sera
- soli, pieprzu

Ziemniaki, selera i pietruszkę kroimy w grubą kostkę i wrzucamy do zimnego bulionu (lub wody z kostkami bulionowymi), zagotowujemy. Do gotującej się zupy wrzucamy pora i pokrojoną w ćwiartki cebulę, a także różyczki kalafiora. Przykrywamy garnek i dusimy / gotujemy całość przez ok. 45 minut, aż wszystkie warzywa zmiękną.

Po tym czasie całość blendujemy z pokrojonym w plastry serem, przyprawiając solą i pieprzem do smaku. Jeśli mamy poczucie, że zupa wyszła zbyt gęsta, rozwadniamy.

Dodatkowo, możemy na suchej patelni podsmażyć plastry kindziuka (80 g) i dodać je do zupy.



My zagryzaliśmy zupę chrupiącymi panelle, ale ten przepis poczeka na swoją kolej.

Smacznego!

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Gratin de pommes de terre

Ile razy słyszeliście, że Francuzki są piękne i eleganckie, a francuska kuchnia niezwykle trudna i pracochłonna?
Oczywiście, jest w tym jakaś prawda.


Możecie też spotkać przysadziste, bardzo sympatyczne rdzenne Francuzki z nadwagą i wąsikiem, które ubierają się wyłącznie w nieprzewiewne fartuchy ze stylonu.


Tak samo, zdarzają się dania, takie, jak to. Niezwykle proste, właściwie niedrogie (wszystko będzie zależało od sera), a tak pyszne, że nie da się ich przestać jeść...

Zapraszamy na zapiekankę z ziemniaków, czyli "gratin de pommes de terre". To może być idealne podkreślenie pysznego steku, albo tło do mięsnej pieczeni. My jedliśmy je ze zwykłym, polskim barszczem, ale zaręczam, że "daje radę", jako samodzielne danie.


Potrzebujemy:
- 1 kg ziemniaków (do pieczenia)
- ok. pół litra mleka - tyle, żeby pokryło ziemniaki
- sól, pieprz, gałkę muszkatołową
- ząbek czosnku
- twardy żółty ser - w ideale gruyere
- masło do wysmarowania formy


Formę do zapiekania smarujemy masłem i czosnkiem. Pokrojony w cieniutkie plasterki czosnek możemy też ułożyć na dnie formy.
Ziemniaki ścieramy lub kroimy w cienkie plasterki (ok. 1 mm grubości), układamy warstwami w naczyniu, zalewając stopniowo mlekiem, żeby nie sczerniały (jeśli się nam jednak utlenią, nie szkodzi. Danie nie straci na smaku, tylko troszeczkę na wyglądzie), posypując solą i pieprzem. Kiedy zetrzemy i ułożymy już wszystkie ziemniaki, upewniamy się, że mleka jest "równo z ziemniakami". Posypujemy tartą gałką i startym na grubych oczkach żółtym serem.

Wstawiamy do piekarnika, nagrzanego do 180 C na 45 - 60 minut.


Zapiekanka jest gotowa, kiedy ziemniaki są miękkie, a mleko odparowało (można sprawdzić widelcem w rogu).


Jeśli poczekamy, aż trochę przestygnie, będzie się lepiej kroiła. Ale kto by czekał?

Smacznego!

środa, 21 sierpnia 2013

Powrót algierskiej kuchni: kurczak z oliwkami

Przepis inspirowany zarówno wspominaną już tutaj książką "Cuisine Algerienne", jak i tym przepisem. Czyli zaklinamy lato, żeby pokonało obecną listopadowość...


Przepyszne, kwaskowate danie, rozpływający się w ustach kurczak i jedwabisty sos. W oryginalnym przepisie podany z pietruszką (lub kolendrą), u nas z uwielbianą przez nas ciecierzycą.

Potrzebujemy:
- 1 niewielkiego kurczaka (u nas dwie całe nogi)
- 2 średnich, lub 1 dużej cebuli
- oleju lub oliwy do smażenia
- troszkę masła lub masła klarowanego
- 100 g zielonych, wydrylowanych oliwek
- sól, czarny pieprz
- łyżkę mąki
- sok z 1 cytryny
- szczyptę szafranu
- posiekaną natkę pietruszki lub kolendry
(u nas dodatkowo szklanka ziaren ciecierzycy, namoczonych przez noc)

Kurczaka myjemy, osuszamy, kroimy w kawałki, nacieramy solą i pieprzem.
Na oleju i maśle podsmażamy cebulę, pokrojoną w piórka. Dodajemy kurczaka i obsmażamy go ze wszystkich stron, aż będzie rumiany.
Zalewamy 3 szklankami wody. Jeśli dodajemy ciecierzycę, to w tym momencie.

Pozwalamy całości się zagotować, dodajemy szafran.

Redukujemy sos, tym samym gotując kurczaka. Ja pozwoliłam całości bulgotać przez godzinę.

Oryginalny przepis mówi o zblanszowaniu oliwek poprzez gotowanie ich przez ok. 10 minut, ale to dotyczy tylko surowych. W Polsce oliwki z zalewy nie wymagają gotowania.

Mąkę rozcieramy w soku z cytryny i 2 łyżkach sosu, dbając o to, by nie było grudek, po czym dodajemy ją do reszty sosu. Wrzucamy oliwki, gotujemy całość, mieszając, aż zgęstnieje.
Na dwie minuty przed podaniem dodajemy natkę.


Najlepiej smakuje z arabskim chlebem. Pracuję nad przepisem, jak tylko się uda, to się z Wami podzielę :)

Smacznego!

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Melonowy chłodnik

Dopadł mnie nastrój "nicmisięniechce". Marzę już o wyjeździe, o urlopie, który jak zwykle odkładamy na wrzesień, o odpoczynku od zgiełku, miasta i powinności. Marzę o ciszy. Wytłumione dźwięki, spowolnione ruchy... 
Cisza kojarzy mi się z lustrzaną taflą jeziora. Z błękitem i zielenią. Czasem na rozmowę ze sobą, na to, żeby usłyszeć własne myśli.

Leniwie obmyślam obiad. Poruszam się powoli, ospale, myśl o uruchomieniu kuchenki mnie boli.
Dzisiaj więc orzeźwiająca, szybka, a odważna zupa melonowa. Polecam na upalne popołudnia.


Potrzebujemy:
- 1 melon - ok. 500 g (waga po wypestkowaniu i obraniu)
- liście świeżej mięty
- słodka śmietanka 18% - mniej więcej pół szklanki, więcej, jeśli chcecie bardziej kremową konsystencję
- ostry twardy ser (u nas biraghi) lub szynka parmeńska


Melona kroimy w kostkę i miksujemy blenderem razem z miętą i śmietanką.

Podajemy z wiórkami z sera lub strzępkami szynki. Możemy też zrobić malownicze "mazy" śmietanowe.


Smacznego!

sobota, 17 sierpnia 2013

A na deser... Bananowy milkshake

Grzeszna przyjemność, którą tak szybko i prosto się robi. Ale uwaga! To uzależnia...

Na dwie porcje dla miłośników słodkości potrzebujemy:
- 3 dojrzałych bananów, pokrojonych w plastry
- dużej szklanki mleka (najlepiej, kiedy miarką jest ta, w której później napój podamy)
- dużej szklanki lodów waniliowych lub śmietankowych

Wszystkie składniki miksujemy w blenderze.

Podajemy ze słomką.


Wymieniamy garderobę, planując, jaki smak zrobimy następnym razem...

Smacznego!

czwartek, 15 sierpnia 2013

Pomysł na niedzielny obiad: rustykalny quiche z dynią

Zbliża się sezon dyniowy, który wyglądam z niecierpliwością. Tym samym robię miejsce w zamrażarce na pieczoną dynię.

Kiedy dorwę już świeży egzemplarz, znów go pokroję w ćwiartki lub ósemki (lub cokolwiek, w zależności od wielkości), wypestkuję i upiekę wraz ze skórą (ok. 40 minut w 200 C), po czym sam miąższ rozgniotę widelcem lub zblenduję, usiłując całego nie zeżreć przy okazji.

Z takiego musu można zrobić wiele. Może zupę? Może sernik? Może gnocchi? Może sos do makaronu? Może drożdżówkę? Może risotto? Może obłędnie słodką tartę? Może muffinki? Może zapiekankę?

Dzisiaj zrobimy quiche na maślanym, piaskowym spodzie, z kremowym, wilgotnym wypełnieniem. Quiche z dynią, skwarkami z kiełbasy i świeżym tymiankiem...


Do ciasta potrzebujemy:
- 200 g mąki pszennej
- 100 g dobrej jakości masła
- szczypty soli

Mąkę przesiewamy, dodajemy sól, formujemy kopczyk. Dodajemy zimne masło, pokrojone w kostkę. Zagniatamy tak szybko, jak się da, do uzyskania w miarę jednolitego ciasta. Czynność tę może za nas również zrobić malakser, jeśli nim dysponujemy. Kulę ciasta zawijamy w folię spożywczą i wkładamy na 20 minut do lodówki.
Po tym czasie wylepiamy nim 20 - 24 cm tortownicę (lub wysoką formę do tarty), pamiętając o zrobieniu brzegów. Możemy także ciasto rozwałkować do pożądanej średnicy i przenieść do formy na wałku. Ja nie umiem.
Piekarnik nagrzewamy do 200 C.
Ciasto w tortownicy nakłuwamy widelcem miejsce przy miejscu. Możemy je także wysypać suszoną fasolą lub ceramicznymi kulkami - chodzi o to, aby nam nie wyrosło. Przyznam, że nigdy tego nie robię. Dobrze ponakłuwane ciasto i tak nie wyrośnie.
Spód podpiekamy przez 15 - 20 minut, w tym czasie zajmując się masą.

Do masy potrzebujemy:
- ok. 300 g przecieru z upieczonej dyni
- ok. 300 g naturalnego, gęstego jogurtu (lub śmietany 12 lub 18%)
- 2 jajek (1, jeśli używamy śmietany)
- pół pętka ulubionej, suszonej kiełbasy
- 1 cebuli
- 3 - 4 ząbków czosnku
- listków, otartych z 2 - 3 gałązek tymianku
- łyżeczki suszonego estragonu
- soli, pieprzu, gałki muszkatołowej
- masła do podsmażania
- 2 łyżek startego ostrego sera (u nas pecorino)
- opcjonalnie: łyżki mąki ziemniaczanej lub kukurydzianej


Cebulę i czosnek kroimy w kostkę, podsmażamy z solą na maśle. Kiedy są już rumiane, dodajemy pokrojoną w kostkę kiełbasę. Smażymy, aż uzyskamy odpowiednie skwarki. Wówczas dodajemy dynię, chwilę prażymy z tymiankiem. Wyłączamy gaz, lekko studzimy.
W osobnej misce mieszamy jogurt (lub śmietanę), jajka i pozostałe przyprawy. Jeśli wydaje się nam, że masa jest zbyt płynna, dodajemy mąkę. Na końcu do masy dodajemy ser i przestudzoną dynię.

Wylewamy na podpieczony spód i pieczemy 40 - 45 minut (do ścięcia masy).

Quiche jest dobry tak na ciepło, jak na zimno. Podajemy i patrzymy, jak znika. U nas znikło, zanim zdążyłam się choćby przymierzyć do zdjęcia...


Smacznego!!!

środa, 14 sierpnia 2013

Sezon na bakłażany: śródziemnomorska przekąska

Czyli kolejny przepis z zeszytu mojej mamy.


Lubimy bakłażany. Mają w sobie coś eleganckiego i komicznego zarazem, to poprzez kolor, to poprzez kształt. A jednocześnie dają tyle możliwości... Lubicie hummus? To koniecznie spróbujcie baba ganoush, czyli pastę z pieczonego/wędzonego bakłażana, z tahiną, oliwą i sokiem z cytryny! Hummus może co najwyżej postać obok ;)
Bakłażan to Maghreb, to baśnie tysiąca i jednej nocy, to mięsistość i lekkość jednocześnie.

Zbliża się długi weekend. Może znów będzie to czas grilla, czasu z przyjaciółmi, rozmów do białego rana, śmiechów i uśmiechów? Może będzie to czas bakłażana?

Oto przepis na sałatkę z marynowanego bakłażana:
- 2 bakłażany
- sól i pieprz do smaku
- 1/3 szklanki oliwy
- 1/2 szklanki białego octu winnego
- 1/2 łyżeczki cukru
- gałązki świeżego rozmarynu
- świeża natka pietruszki lub kolendry [tym razem pominęłam]
- posiekany czosnek



Bakłażany pokroić w podłużne plastry o grubości ok. 3 - 5 mm. Zasolić, odstawić, opłukać, wysuszyć - ten proces pozwala nam pozbyć się bakłażanowej goryczki.
Tak przygotowanego bakłażana obsmażyć na oliwie, odsączyć na ręczniku papierowym, układać plastry na półmisku.
Z octu, cukru, soli i pieprzu zrobić zalewę, polać nią bakłażana. Posypać czosnkiem, rozmarynem i natką (ja robiłam to naprzemiennie).

Przykryć półmisek i wstawić do lodówki na co najmniej kilka godzin, a najlepiej całą noc.



Smacznego!

wtorek, 13 sierpnia 2013

Pomidorowość do wypicia: świetny napój na lato

Podejrzeliśmy ten przepis w którymś z oglądanych jednym okiem programów na Kuchni + i zakochaliśmy się w jego koncepcie natychmiast.


Oto kwaskowaty, wytrawny napój, który świetnie gasi pragnienie, i będzie rewelacyjnym uzupełnieniem każdego dania z grilla. Taka przeciwwaga do alkoholowej części imprezy (a jak coś zostanie na "dzień po", to tym lepiej ;) ).

Potrzebujemy:
- dużego dzbanka
- 1 litra soku pomidorowego
- 1 litra naturalnej maślanki (jesteśmy ostatnio fanami maślanki)
- soli lub sosu sojowego lub maggi
- sosu worcestershire (lub octu)
- pieprzu
- tabasco lub chili w proszku
- gałązki selera naciowego do wymieszania i dekoracji


Wszystkie składniki mieszamy, przypraw dodając do smaku, po czym odstawiamy co najmniej na pół godziny, do przegryzienia się smaków.

Podajemy, wypijamy, robimy następne.


Smacznego!

czwartek, 8 sierpnia 2013

Krem z cukinii, zagryziony maślano-czosnkowym naan'em

Sierpień w mieście.
Powietrze stoi, kurtyny wodne polewają rozgrzanych ludzi i chodniki. Nocą temperatura spada o kilka stopni, ale powietrze nadal jest lepkie.

W takie dni mogłabym jeść wyłącznie lody, a jednak cukinia w lodówce mruga do mnie porozumiewawczo. Jednak będzie zupa. Lekka, warzywna, kremowa, zielona, słodkawa zupa. A do przełamania jej smaku - słone, czosnkowe naan.



Do zupy potrzebujemy:
- 1 kg cukinii
- gałązki świeżego rozmarynu
- 2 młodych marchewek
- 2 młodych pietruszek
- 1 niewielkiego, młodego selera
- 2 kostek bulionu warzywnego
- 1 dużej cebuli
- 2 ząbków czosnku
- soli
- kilku ziaren pieprzu
- kilku ziaren ziela angielskiego
- liścia laurowego
- masła
- opakowania kremowego serka śmietankowego (200 g)
- gęstego jogurtu

Cebulę i czosnek podsmażamy na maśle z odrobiną soli i rozmarynem (bez łodygi). Kiedy są już rumiane, dodajemy pokrojone w duże kawałki marchewki, pietruszki i selera, chwilę blanszujemy i zalewamy 2 litrami bulionu warzywnego. Dodajemy pieprz, zielę angielskie, liść laurowy i sól do smaku.
Kiedy bulion się zagotuje, do zupy wrzucamy pokrojoną w kostkę cukinię. Przykrywamy i dusimy tak długo, aż cukinia się rozpadnie, a pozostałe warzywa zmiękną.

Wówczas blendujemy zupę z serkiem. Jeśli uważamy to za konieczne, możemy dodać łyżkę lub dwie gęstego jogurtu.

Do zrobienia podpłomyków naan potrzebujemy [wzorowałam się na tym przepisie]:
- 400 g pszennej mąki
- 17 g świeżych drożdży
- 2 łyżek ciepłej wody
- łyżeczki cukru
- 1,5 łyżeczki soli
- 200 g gęstego, tłustego jogurtu.

oraz:
- 20 g masła, stopionego
- 3 - 4 przeciśniętych ząbków czosnku

Z drożdży, 2 łyżek mąki, łyżeczki jogurtu, cukru i wody robimy zaczyn, pozwalamy mu urosnąć przez ok. 10 minut.
Drożdżowy zaczyn dodajemy do pozostałej mąki z solą i zagniatamy z jogurtem, do uzyskania elastycznego, gładkiego ciasta, z którego da się zrobić kulę.
Odstawiamy na 1 - 2 godziny do podwojenia objętości.

Rozgrzewamy piekarnik do 260 stopni (lub maksimum, osiąganego przez nasz piekarnik). Wyrośnięte ciasto krótko wyrabiamy i dzielimy na 8 kawałków, które rozwałkowujemy na grubość +/- 1 cm.
Placki układamy na rozgrzanej blasze.

Po ok. 3 - 4 minutach smarujemy je stopionym masłem, wymieszanym z czosnkiem i pieczemy jeszcze przez ok. 2 - 3 minuty.

Najlepiej smakują tego samego dnia.


Smacznego!

wtorek, 6 sierpnia 2013

Inspirowane Państwem Środka: pieczona wieprzowa łopatka i sos śliwkowy

Któregoś dnia obudzimy się, i za oknem będzie przyjemnie, słonecznie, będzie wiał lekki wiaterek, a naszym jedynym marzeniem nie będzie duży basen, tylko spacer w światłocieniu i rodzinny obiad. Być może nawet będzie to jakaś niedziela?

W lodówce znajdziemy kawałek wieprzowej łopatki, a na straganach świeże śliwki. I pomyślimy: "pieczona łopatka z chińską nutą".


Będziemy potrzebować:
- ładnego kawałka wieprzowej łopatki z kością (ok. 700 g)
- 1 dużej cebuli
- 4 ząbków czosnku
- łyżki oleju
- 2 łyżek sosu sojowego
- chili (całej papryczki, albo 1/2 łyżki ostrego sosu)
- ok. 3 cm korzenia imbiru, startego
- łyżeczki octu ryżowego (lub balsamicznego, no trudno)
- 1,5 łyżki miodu

Łopatkę myjemy pod bieżącą wodą, osuszamy i nacieramy marynatą z pozostałych składników (cebulę kroimy w ósemki, czosnek miażdżymy nożem, obkładamy nimi mięso). Wstawiamy w szczelnie zamkniętym opakowaniu do lodówki na co najmniej 2 godziny (u mnie 4).

Piekarnik nagrzewamy do 180 C, rozgrzewając w nim brytfannę. Przekładamy do niej mięso wraz z cebulą, czosnkiem i marynatą i pieczemy przez 50 - 60 minut (możemy je raz obrócić).


Do tego zrobimy także sos z polskich śliwek:
- 300 g wypestkowanych śliwek węgierek
- 1 średnia cebula
- 2 ząbki czosnku
- 1 cm korzenia imbiru (do starcia)
- łyżeczka balsamico
- łyżka sosu sojowego
- pieprz
- ok. pół szklanki wody
- olej


Cebulę i czosnek szatkujemy i podsmażamy na oleju. Kiedy są już zrumienione, dodajemy do nich pokrojone w grubą kostkę śliwki wraz ze skórką, starty imbir i ocet balsamiczny. Chwilę smażymy, mieszając, po czym dodajemy część wody, sos sojowy i pieprz. Pozwalamy wodzie odparować, dolewamy resztę. Smażymy, mieszając od czasu do czasu, tak długo, aż osiągniemy pożądaną konsystencję (bardziej płynna da nam sos, mniej płynna będzie bardziej skoncentrowana w smaku, ale będzie raczej przypominać chutney. Nasz wybór).


Mięso kroimy w grube plastry, podajemy z sosem i ryżem, lub makaronem (soba, udon lub dowolnym ryżowym) i jakąś lubianą przez nas sałatką.

Smacznego!

niedziela, 4 sierpnia 2013

Jej wysokość, klucha: knedle z morelami


Zima była długa, a wiosna kapryśna. Ale lato przypomniało sobie, jak się bawić.
Mimo panującego wokół upału postanowiłam sięgnąć do swoich dalekich germańskich korzeni, a jednocześnie zadośćuczynić mojej obecnej potrzebie owocowej. Jak w tym bardzo starym dowcipie z kozą: jak już wyłączę gaz pod wrzącą wodą, robi się prawie chłodno.

Dziś na obiad pyszne, złociste, kojące knedle z morelami... Wzorowałam się na bardzo polskim przepisie (z "Kuchni Polskiej") na knedle ze śliwkami.



Potrzebujemy:
800 g ugotowanych, przetartych ziemniaków (najlepiej NIE młodych, ale spróbujcie takie teraz znaleźć)
- 250 g pszennej mąki (użyłam typ 650)
- 1 duże jajko
- sól
- opcjonalnie: łyżka - półtorej mąki ziemniaczanej (jeśli nasze ziemniaki jednak są młode)
- 1 kg moreli (lub śliwek, lub trochę tego, trochę tego)

Owoce myjemy i drylujemy, nie przecinając ich do końca.



Z ziemniaków, mąki (w teorii przesianej, zapomniałam), jajka i szczypty soli zagniatamy elastyczne ciasto. Na stolnicy, wysypanej mąką ziemniaczaną, robimy z ciasta wałeczki o średnicy ok. 3 cm, po czym kroimy je na 3 cm kawałki. Z każdego kawałka robimy placuszek, który owijamy dookoła owocu (w miejsce pestki możemy nasypać trochę cukru), dbając o to, żeby dobrze zakleić pęknięcia.



Pamiętajmy, by pracować szybko, ciasto ziemniaczane zostawione same sobie podchodzi wodą.



W dużym garnku zagotowujemy wodę z łyżką oleju, solimy.
Wrzucamy knedle partiami, gotujemy 3 - 4 minuty od wypłynięcia.

Podajemy z cukrem i tartą bułką, zrumienioną na maśle lub śmietaną lub stopionym masłem. Lub jak tam jeszcze lubimy.
Mięsożercy bardziej smakowały jednak knedle ze śliwkami ze śmietaną, mi morelowe z bułką. A Wam?



Smacznego!

piątek, 2 sierpnia 2013

Polska kuchnia regionalna: chołojec

Pochodzę z rodziny, w której słowne żarty są równie ważne, jak puryzm językowy, w której ceni się szeleszczące onomatopeje, uroki aliteracji, dowcip regionalizmów i harmonię dobrze skonstruowanego zdania, a spuneryzm był rozrywką obiadową.

Dlatego wzruszają mnie odmienności, naleciałości i same nazwy, także potraw, które tak różnie brzmią w zależności od szerokości geograficznej. Na przykład "chołojec".



Jeszcze kilka lat temu w ogóle nie wiedziałam o jego istnieniu. Nauczył mnie go dopiero Mięsożerca, którego rodzice pochodzą ze wschodniej części Mazowsza, okresowo bywającej Podlasiem.

Chołojec to tamtejszy chłodnik - coś, pomiędzy zupą, a napojem. Idealny na znów zbliżające się upalne dni.

Potrzebujemy:
- ogórków (my najbardziej lubimy gruntowe)
- rzodkiewek
- cebuli, a jeszcze lepiej całych dymek
- soli, pieprzu, cukru
- octu
- wody
- maślanki, lub kefiru, lub zsiadłego mleka, w ostateczności jogurtu



Właściwie celowo nie podaję proporcji, bo ilość warzywnych wypełnień i płynów zależy od Was.
U nas było tak:
3 spore gruntowe ogórki (były naprawdę olbrzymie, jak na gruntowe) obrałam ze skóry i starłam na tarce o grubych oczkach. Potem dodałam do nich starte na tę samą wielkość rzodkiewki. O ile pamiętam, to 5.
Na końcu starłam też 2 cebule (dymki), na pulpę.
Dodałam soli i pieprzu, odstawiłam, żeby podeszło wodą. Ja odstawiłam na kilka godzin do lodówki, bo wybyłam z domu, ale wystarczy 15 - 20 minut.
Kiedy warzywa już puściły soki, a w domu pojawił się Mięsożerca, zalał całość litrem przegotowanej wystudzonej wody oraz litrem kefiru, a także 2 łyżkami octu spirytusowego, wkroił szczypior od dymki i doprawił do smaku solą, pieprzem i cukrem.



I już.
Serdecznie polecamy do młodych ziemniaczków.
Albo pierogów z czymkolwiek.
Albo do kanapki.
Albo tak, po prostu.



Smacznego!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...